Mieszczuch.

Wstydzę się.


Nie ulega wątpliwości, że stałam się mieszczuchem. Zadziało się to bez mojej świadomej woli, zgody i jakiegokolwiek w tym zakresie zaangażowania. Zapewne działo się to powoli i stopniowo, choć nagle stanęłam przed faktem dokonanym. I tego mieszczucha się wstydzę i wstydzę się, że mieszczuch to powód wstydu, bo przecież mieszczuch też człowiek i ma prawo być mieszczuchem, bo kim innym miałby być prowadząc osiadłe życie w mieście.

Po kilku latach bez samochodu temat auta wrócił. Tym razem do zakupu samochodu, prócz potrzeby swobody, mobilizuje mnie również utrudniający życie Pompe. Komunikacja miejska przestaje wystarczać. Zima wymusza korzystanie z usług taksówek. Uber doskonale się sprawdza, ale zaczynam zastanawiać się czy nie pójść o krok dalej i nie nabyć własnego samochodu. Samochodu, który będzie dopasowanych do moich fizycznych warunków i będzie zawsze pod ręką. Przeliczałam i porównywałam koszty utrzymania auta z wydatkami na taksówki. I tutaj pojawił się zwrot akcji. Za znaczny minus własnego samochodu uznałam fakt, że w zimie wsiada się do zimnego auta gdy taksówka zawsze wita ciepłym wnętrzem. To był moment przełomowy. Tutaj stuknęłam się w głowę, a następnie pojawił się wstyd.

Za daleko to zabrnęło. Ten cały miejski świat, miejskie przyzwyczajenia, miejski komfort, blichtr. Dostrzegłam nagle co się ze mną stało. Mieszkam w stolicy od 7 lat i  dopiero teraz zobaczyłam w sobie mieszczucha z krwi i kości, mieszczucha goniącego za wygodą. Kojarzę sytuacje sprzed roku, może dwóch, trzech gdy przyszło mi przez chwilę na myśl, że mieszkając w Warszawie jestem  oderwana od polskiej rzeczywistości na tyle mocno by o niej chwilami zapominać.


Wysiadłam kiedyś z pendolino na zachodzie kraju by podążać za ludźmi w ciemności piaszczystą ścieżką zaskoczona, że tak wygląda dworzec w mieście, w którym miałam spędzić wieczór, zjeść kolację w przydworcowej restauracji czekając na przesiadkę. Miało się wtedy zadziać coś na zasadzie czekania na lotnisku na samolot-takie chyba miałam oczekiwania. Ja tymczasem wylądowałam na skromnej dworcowej poczekalni, gdzie od czasu do czasu pojawiali się ludzie z posępnymi minami, nie reagujący na moje pytania - tak jakbym mówiła w niewłaściwym języku. O restauracji można było tylko pomarzyć. Przypomniałam sobie bardzo szybko, że gdy duże miasta zaczynają nocne życie prowincja już śpi.


Innym razem gdzieś na północy Polski konduktor podsadzał mnie na schodki starego wagonu usytuowane tak wysoko, że nie byłam w stanie sama na nie wejść.... z resztą widziałam po innych, że zadzieranie wysoko nogi wymaga nie lada techniki i sprytu. Wszystkich "nowych" do pociągu jak nie podsadzał to wciągał konduktor. Byli i tacy, co brali te schodki z dobrego rozbiegu i skoku wzwyż - nie jeden olimpijski potencjał wpadł mi wtedy w oko... 


Podróż starym jak świat pociągiem w rytmie tyr, tyr, tyr ma oczywiście swój urok i budzi wspomnienia z dzieciństwa ale jest też i nie lada zaskoczeniem, gdy chwilę wcześniej wysiadło się z pendolino. Stary skromny pociąg przypomniał mi pociągi z filmów o Polakach wywożonych koleją na Syberię. Nastąpiło zderzenie dwóch światów odległych i czasowo i ideowo.... Zderzyły się nagle warszawskie przyzwyczajenia z normalnością małego polskiego miasta, gdzie może i pendolino się zatrzymuje, ale lokalne składy z pendolino nie mają nic wspólnego.


Widziałam w muzeum  odrestaurowane, eleganckie zabytkowe wagony, którymi zapewne woziła się polska arystokracja - tak teraz o tym myślę. Z pendolino przesiadałam się do bardzo skromnego pociagu z poprzedniej epoki absolutnie nieprzypominającego tych z muzeum i nie sposób było nie poświęcić temu dłuższej chwili uwagi. Ale nie przyszło mi wtedy do głowy, że jestem mieszczuchem przyzwyczajonym już do pewnej wygody. Chyba potraktowałam to jak atrakcję w podróży. Mało tego, zdarzało mi się potem pouczać, że świat nie jest taki jaki mamy w stolicy, że warto pojeździć po Polsce i zobaczyć jak ona wygląda, co robi, jak żyje. 


Zastanawiam się jaka jest Polska i gdzie jest ta Polska. Czy to możliwe by była momentami tak różna, że nie sposób tego ogarnąć w całości? Powracam teraz myślami do lat spędzonych na wsi. Chcę o wszystkim pamiętać - cieszyć się wsią wiedząc, że miasto nie da mi tego co wieś i cieszyć się miastem doceniając to czego nie ma na wsi. Nie chcę o niczym zapomnieć.







Komentarze