Bardzo cenię twórczość Nosowskiej i czuję z nią jakaś więź... wychowałam się na jej piosenkach. Jest wyjątkowa, szczera i prawdziwa, i jest od zawsze. Jest moim tekściarskim autorytetem. Mogła by pić i ćpać, i nadal wierzyłbym jej tekstom.
I oto starsza ode mnie o jakieś 10 lat Katarzyna opowiada u Wojewódzkiego jak dowiedziała się o Snapchat, jak się tym zainteresowała i jak okazało się, że narzędzie zaadresowane dla młodych stało się dla niej motywacją i pozwoliło odkryć w sobie coś nowego. Nie wiem jak ona to robi... wierzę jej.
Słyszałam już o Snapchat i uznałam, że to coś dla dzieciaków. Gdy okazało się, że gdzieś umknęło mi to co publikuje Nosowska w sieci - właśnie na Snapchat, zaczęłam się zastanawiać co jeszcze mi umyka i w jaki sposób...wniosek był jeden - muszę przeciwdziałać.
Udałam się więc za poradą do studentki, która właśnie zaczyna swoje całkiem samodzielne życie i korzysta z wielu pominiętych przeze mnie narzędzi. Jako, że jest świeżo upieczonym socjologiem, stwierdziła u mnie od ręki ... wykluczenie cyfrowe. Powiało grozą. Byłyśmy w kawiarni w centrum Warszawy gdzie nie można narzekać na brak ludzi...i to odrobinę złagodziło znaczenie słowa wykluczenie. Jednak poczułam się jak dinozaur, choć autorka diagnozy przekonywała mnie, że wyglądam młodo i nie jest tak źle, bo przecież korzystam z fb. O ludzie tylko fb...
Przeszłam szybko do sedna. Potrzebowałam przewodnika, żeby ogarnąć Snapchat, aplikację z taksówkami i Instagram. Takie aplikacje kojarzyłam.
Jednak na pierwszy ogień poszedł popularny tinder z racji tego, że właśnie studentka odebrałam tinderową wiadomość. Od słowa do słowa i wyszłam ze spotkania z przekonaniem, że to doskonały sposób by poznawać ludzi. Ponoć młodzi tak nawiązują kontakty. Z założenia szukają partnerów, a w praktyce rozbudowują krąg znajomych. Przed kilkoma laty uznałabym to za niebezpieczne...teraz uznałam, że sprawdzę. Tak czy inaczej do kolejnych aplikacji nie zdążyłyśmy przejść. Zainstalowałam aplikację tinder z ciekawości gdy studentka zapewniała, że sama aplikacja do niczego nie zobowiązuje.
Ustawiłam żeby mi wyświetlała panów z odległości 30 km w wieku przed 40tką. Takie momenty nie są łatwe ale widać potrzebne... Tak przed 40tką - tak to już wiek średni. Załączyłam zdjęcie i podałam swój wiek. Pojawili się Panowie. Wszyscy uprawiający przeróżne sporty najlepiej wszystkie łącznie. Uderzająca liczba zdjęć przedstawiała wypasione auto, super motocykl, jacht czy też motorówkę. Zmieniały się tylko twarze. Miałam wrażenie, że to lista dużych dzieci, poprzetykana oprychami. Zaskoczona byłam ilością obcokrajowców. Zastanawiałam się komu dać szansę...kto mógłby dołączyć do listy znajomych. Partner nie wskazany...ale lubię słuchać ciekawych ludzi. Moja branża jest niewielka. Nic się nie zmienia. Może rzeczywiście tą drogą można poznać ciekawych ludzi ukrytych gdzieś w gąszczu motoryzacyjnych nowinek.
Zaznaczyłam kilku, faceta z maszyną do szycia i starego Meksykanina, bo i nie pisał o sportach i nie był otyły. Obaj napisali do mnie. Ten z maszyną bredził więc szybko to zakończyłam. Meksykanin, nie chciał o sobie nic napisać ani powiedzieć, nalegał najpierw na telefon potem na kawę. I tak w sobotę z lekka rozczochrana, przypadkowo ubrana poszłam przed południem na kawę do pobliskiej kawiarni.
Padało. Przywitał mnie miły ani nie Meksykanin, ani nie stary, ładnie i elegancko ubrany szczupły facet. Zastanawiałam się czym się zajmuje. I w sumie cieszyłam się, że zaraz poznam kawałek innego świata. Ale nie!
Przecież u mnie nie może być jak u innych. Szczęście do statystycznie rzadkich zdarzeń wciąż jest ze mną. Po kilku zdaniach okazało się, że mamy ten sam zawód...a potem, że mamy wspólnych znajomych...pracuje z moim kolegą, ba wygląda na to, że zna mojego byłego - zazdrosnego byłego partnera. O ludzie! Ubawiłam się tą sytuacją bardzo choć musiałam ochłodzić atmosferę informacją o chorobie. Znajoma psycholog twierdzi, że nie ma potrzeby informować nowo poznanych ludzi o swoich problemach ze zdrowiem, o niepełnosprawności. Trudno się z nią nie zgodzić. Wolałam jednak żeby ta informacja padła z moich ust. Pozostał wstyd, bo wieść się rozniosła szybko i jak się okazało aplikacja jest łączona poszukiwaniami seksualnych doznań.
Odinstalowałam tindera bardzo szybko. Nie jestem przystosowana do takich narzędzi. A i studentka socjologii po jakimś czasie podsumowała to narzędzie jako coś co owszem zajmuje czas, daje namiastkę kręgu znajomych, ale przyjaźni tą drogą nie sposób zawrzeć.
I oto starsza ode mnie o jakieś 10 lat Katarzyna opowiada u Wojewódzkiego jak dowiedziała się o Snapchat, jak się tym zainteresowała i jak okazało się, że narzędzie zaadresowane dla młodych stało się dla niej motywacją i pozwoliło odkryć w sobie coś nowego. Nie wiem jak ona to robi... wierzę jej.
Słyszałam już o Snapchat i uznałam, że to coś dla dzieciaków. Gdy okazało się, że gdzieś umknęło mi to co publikuje Nosowska w sieci - właśnie na Snapchat, zaczęłam się zastanawiać co jeszcze mi umyka i w jaki sposób...wniosek był jeden - muszę przeciwdziałać.
Udałam się więc za poradą do studentki, która właśnie zaczyna swoje całkiem samodzielne życie i korzysta z wielu pominiętych przeze mnie narzędzi. Jako, że jest świeżo upieczonym socjologiem, stwierdziła u mnie od ręki ... wykluczenie cyfrowe. Powiało grozą. Byłyśmy w kawiarni w centrum Warszawy gdzie nie można narzekać na brak ludzi...i to odrobinę złagodziło znaczenie słowa wykluczenie. Jednak poczułam się jak dinozaur, choć autorka diagnozy przekonywała mnie, że wyglądam młodo i nie jest tak źle, bo przecież korzystam z fb. O ludzie tylko fb...
Przeszłam szybko do sedna. Potrzebowałam przewodnika, żeby ogarnąć Snapchat, aplikację z taksówkami i Instagram. Takie aplikacje kojarzyłam.
Jednak na pierwszy ogień poszedł popularny tinder z racji tego, że właśnie studentka odebrałam tinderową wiadomość. Od słowa do słowa i wyszłam ze spotkania z przekonaniem, że to doskonały sposób by poznawać ludzi. Ponoć młodzi tak nawiązują kontakty. Z założenia szukają partnerów, a w praktyce rozbudowują krąg znajomych. Przed kilkoma laty uznałabym to za niebezpieczne...teraz uznałam, że sprawdzę. Tak czy inaczej do kolejnych aplikacji nie zdążyłyśmy przejść. Zainstalowałam aplikację tinder z ciekawości gdy studentka zapewniała, że sama aplikacja do niczego nie zobowiązuje.
Ustawiłam żeby mi wyświetlała panów z odległości 30 km w wieku przed 40tką. Takie momenty nie są łatwe ale widać potrzebne... Tak przed 40tką - tak to już wiek średni. Załączyłam zdjęcie i podałam swój wiek. Pojawili się Panowie. Wszyscy uprawiający przeróżne sporty najlepiej wszystkie łącznie. Uderzająca liczba zdjęć przedstawiała wypasione auto, super motocykl, jacht czy też motorówkę. Zmieniały się tylko twarze. Miałam wrażenie, że to lista dużych dzieci, poprzetykana oprychami. Zaskoczona byłam ilością obcokrajowców. Zastanawiałam się komu dać szansę...kto mógłby dołączyć do listy znajomych. Partner nie wskazany...ale lubię słuchać ciekawych ludzi. Moja branża jest niewielka. Nic się nie zmienia. Może rzeczywiście tą drogą można poznać ciekawych ludzi ukrytych gdzieś w gąszczu motoryzacyjnych nowinek.
Zaznaczyłam kilku, faceta z maszyną do szycia i starego Meksykanina, bo i nie pisał o sportach i nie był otyły. Obaj napisali do mnie. Ten z maszyną bredził więc szybko to zakończyłam. Meksykanin, nie chciał o sobie nic napisać ani powiedzieć, nalegał najpierw na telefon potem na kawę. I tak w sobotę z lekka rozczochrana, przypadkowo ubrana poszłam przed południem na kawę do pobliskiej kawiarni.
Padało. Przywitał mnie miły ani nie Meksykanin, ani nie stary, ładnie i elegancko ubrany szczupły facet. Zastanawiałam się czym się zajmuje. I w sumie cieszyłam się, że zaraz poznam kawałek innego świata. Ale nie!
Przecież u mnie nie może być jak u innych. Szczęście do statystycznie rzadkich zdarzeń wciąż jest ze mną. Po kilku zdaniach okazało się, że mamy ten sam zawód...a potem, że mamy wspólnych znajomych...pracuje z moim kolegą, ba wygląda na to, że zna mojego byłego - zazdrosnego byłego partnera. O ludzie! Ubawiłam się tą sytuacją bardzo choć musiałam ochłodzić atmosferę informacją o chorobie. Znajoma psycholog twierdzi, że nie ma potrzeby informować nowo poznanych ludzi o swoich problemach ze zdrowiem, o niepełnosprawności. Trudno się z nią nie zgodzić. Wolałam jednak żeby ta informacja padła z moich ust. Pozostał wstyd, bo wieść się rozniosła szybko i jak się okazało aplikacja jest łączona poszukiwaniami seksualnych doznań.
Odinstalowałam tindera bardzo szybko. Nie jestem przystosowana do takich narzędzi. A i studentka socjologii po jakimś czasie podsumowała to narzędzie jako coś co owszem zajmuje czas, daje namiastkę kręgu znajomych, ale przyjaźni tą drogą nie sposób zawrzeć.
Nosowska ściągnęła mnie na manowce. Nadal ją uwielbiam, więc wybaczam.
Czytam po raz enty i nie mogę wyjść z podziwu jaki świat jest mały... Potwierdza sue po raz kolejny,że pisane jest nam życie wśród "naszych" ☺ Czekam na ciąg dalszy ☺☺☺
OdpowiedzUsuń