Woda.

Dziś w towarzystwie usłyszałam, że dwie osoby są GÓRAMI, jedna SŁOŃCEM. W szczegóły i źródło tych symboli nie wnikalam - głowa dziś słabo pracuje. Byłam jednak ciekawa jaki symbol charakteryzuje mnie.

Znajoma zaczęła sprawdzać... za pomocą gałązek (nie patyczków, choć gałązki wyglądały jak patyczki). Wróżba?

Fajnie być GÓRĄ, bo to mądrość do której przychodzą ludzie po radę. SŁOŃCE to przyjemne ciepło, które wszyscy kochamy, nawet gdy od czasu do czasu da się we znaki. Ja pewnie będę jakąś wodą, bo czym innym mogłabym być...

Po kilku minutach usłyszałam, że mój profil społeczny symbolizuje WODA.

A jaka ta woda jest? Woda płynie. Wody nie można złamać. Ma głębię niezbadaną i tajemniczą. Jest introwertyczna. Ma silną intuicję. Jest w niej dużo mądrości ale zabiera ją ze sobą. Ma w sobie duże bogactwo tego co dobre i złe. Woda jest zmienna; potrafi się dostosować. Woda bada sama siebie, próbuję sama siebie poznać  i zrozumieć. Jest uparta i silna. Taki mam portret społeczny - tak mnie postrzegają inni. Orientuję się jak jestem postrzegana. Chyba tak jest faktycznie. Ale czy to jestem ja? Czy jestem taka jak mój zewnętrzny wizerunek? Hmm

Zastanawiam się jakim cudem znajoma, która prawie mnie nie zna i jej zasuszone 10cm gałązki (niepatyczki) były w stanie zobaczyć we mnie właśnie WODĘ, a nie GÓRĘ czy SŁOŃCE.

Bez względu na to ile w tym prawdy to chyba powinien być moment, żeby zastanowić się nad sobą, nad relacjami z otoczeniem. Nie bardzo mi się chce zgłębiać takie sprawy. Jestem jaka jestem. Tragedii nie ma. Dla mnie jest ok. Może dla otoczenia jestem zbyt pewna siebie, ale to już kwestia kultury, w której żyję. Nie będę na siłę skromna, bo nie wypada inaczej. To się u mnie nie sprawdza. Mama o mnie mawiała: Jaką mnie Panie Boże stworzyłeś taką mnie masz. To był przytyk odnośnie mojej upartości. Trudno mnie złamać. Jeśli się udaje to tylko chwilowe pozory. Sama siebie nie jestem w stanie złamać. Sama do siebie miewam o to pretensje. Zmiany owszem następują, ale mam wrażenie, że nie mam na to wpływu, albo mam niewielki wpływ i muszę się nad tym bardzo napracować, zanim całą sobą zaakceptuję nowy stan, nową sytuację. Czasami mam wrażenie, że nas jest dwie i jedna drugą przekonuje. Choć czasami walka trwa długo i nie udaje się - jestem pewna, że obie mnie robiły wszystko co mogły.

Mam duże możliwości akceptacji i ogromną cierpliwość w działaniu. Jeśli na drodze spotykam górę, nawet himalajski 8mio tysięcznik znajdę czas i sposób by go opłynąć - ominąć, ale nie ma siły żebym płynęła pod prąd. Nawet jeśli na chwilę zawrócę to i tak wrócę na właściwy tor. To o sobie już wiem - sprawdziłam nie raz. Opłynęłam i opływam już nie jedną górę od lat. Meandruje  nawet gdy o tym nie myślę. Nie zawsze mi to na rękę. Czasami mam dość powziętych kierunków działań. Pytam się sama siebie po co?

Czytałam kiedyś, że woda ma pamięć. Pamięta ponoć nie tylko to co w niej było ale i emocje z jakimi się spotkała. Najzdrowsza dla człowieka jest najczystsza woda czyli i najstarsza zgromadzona gdzieś głęboko pod ziemią  albo zamrożona w wiecznej zmarzlinie lodowców. Ponoć stały stan skupienia resetuje pamięć wody i są tacy co piją wodę tylko wcześniej zamrożoną. Woda dobrze reaguje na dobre i pozytywne emocje. Są doświadczenia, które mają to potwierdzić.

Tak czy inaczej szukam teraz w sobie tego wszystkiego co wiem o wodzie. W sumie nie wiem po co :) ale czy zawsze cel musi być od początku nazwany? Może nie...







Komentarze