Respirator, rehabilitacja i geterki.

Mówili, że respirator dotleni moje mięśnie gdy będę spała. Mówili, że będą w ciągu dnia silniejsza. Miałam wstawać rano wypoczęta bez bólu głowy.

Muszę tylko przespać noc w plastikowej, szczelnej maseczce z lekka świszczącym powietrzem, które pod ciśnieniem wtłaczane jest w moje nozdrza. Do maseczki podłączona jest rura, którą podawane jest powietrze i która łączy maseczkę z aparatem stojącym przy łóżku – z respiratorem. Maseczki wymieniałam. Mam już trzecią, poprzednie dwie nie pasowały, były za duże. Maseczka teoretycznie jest wygodna, wszystko dobrze ustawione i zsynchronizowane. Zamontowałam też nawilżacz. Mimo to nie potrafię zasnąć, albo zasypiam i budzę się po godzinie... i patrzę z nadzieją na księżyc lub uliczną latarnię, która czasami działa, czasami nie. Nie jestem jedyną osobą w mojej kamienicy, która nie śpi. Sąsiad z góry też nie może i też bierze głębsze wdechy... Do głowy mu nie przyjdzie, że jest nas dwoje.  Co rusz zrzuca z góry niedopałek papierosa. Ja mam prawie efekt spadających gwiazd, a kobieta od porządków ma co zamiatać wokół kamienicy. Czasami spadają resztki jedzenia, czasami puszki po piwie, czasami sporadycznie butelki po wiśniówce ...praski klimat.

Dostałam się do programu domowej wentylacji. Nie miałam pojęcia, że coś takiego istnieje. Zaproponowali, wyraziłam zgodę. Dostałam do domu sprzęt - respirator, odwiedza mnie lekarz, odwiedza mnie rehabilitant - ćwiczę z nim 2 razy w tygodniu i przychodzi też pielęgniarz – nie wiem po co ale przychodzi. Każdy chce pomóc. Lekarz w szpitalu martwił się, że mogę mieć problem z obniżeniem nastroju. Póki jestem w programie wentylacji to w tygodniu nie ma mowy o problemach z nastrojem, bo ogarnięcie tych gości wymaga i logistyki i uwagi. Nie mam czasu na zmiany nastroju. Byłoby to pozytywne gdyby nie fakt, że przez to wciąż się spieszę, stresuję, zapominam. Może się przyzwyczaję. Może. Dzięki Bogu na weekendzie mogę odsapnąć i odpocząć.

Rehabilitowałam się kiedyś przez miesiąc i bardzo mnie to osłabiło, znów się potykałam, schudłam, pojawił się problem ze wstawaniem z krzesła. Wtedy nie wiedzieliśmy ani ja, ani lekarze co mi jest. Tamta rehabilitacja to nie był dobry kierunek, choć lekkie ćwiczenia razem z seniorami nie wróżyły również poprawy. Teraz wiemy dużo więcej. Mam nadzieję, że to wystarczy.

Wysiłek przy chorobie Pompego osłabia. Jak więc mam się rehabilitować bez ruchu? Trudno mi to jakoś w głowie poukładać. Mam zakodowane, że ruch i wysiłek to zdrowie. Bez treningu przecież nie ma siły, nie ma postępów, krew nie krąży, mięśnie się nie regenerują. Naturalną konsekwencją wysiłku jest zmęczenie, a  ja mam tak ćwiczyć, żeby się nie zmęczyć. Z jednej strony potrzebuję ruchu, a z drugiej on mnie niszczy. To nie jest łatwe.


Ćwiczenia, które teraz wykonuję z pomocą rehabilitanta polegają na napinaniu mięśni czasami bez konkretnych ruchów. Duże znaczenie ma oddychanie, kiedy wdech, kiedy wydech. Bez odpowiedniego oddychania ćwiczenia nie pomogą. W sumie jestem tym wszystkim pozytywnie zaskoczona. A i wartość zawodu rehabilitanta w moich oczach wzrosła.

Wiele ćwiczeń wykonuję tylko z pomocą trenera, sama nie potrafię. Krępuje mnie to, ale wyjścia chyba nie mam. Zresztą cała choroba to walka z poczuciem skrępowania i wstydu. Najpierw trzeba było się nauczyć mówić lekarzowi co się dzieje, potem nauczyć się prosić o pomoc, potem o ta pomoc walczyć, mówić znajomym o badaniach, problemach, prosić o pomoc obcych ludzi gdy się wywinie orła na ulicy... muszę się oswoić i z tym, że obcy facet trzyma mnie za pośladek i mówi: pchaj! pchaj!

Domowa rehabilitacja to część programu domowej wentylacji. Jeśli zrezygnuję z Respiego to i stracę rehabilitację - tak to na razie rozumiem. Trudna sprawa. Normalnie dostać się na rehabilitację, na którą trzeba dojeżdżać jest bardzo trudno - czeka się miesiącami, a rehabilitacja trwa 2-3 tygodnie i koniec. Do tego nie mam pojęcia, gdzie znajdę i czy znajdę rehabilitację dostosowaną dedykowaną moim problemom i jeszcze refundowaną przez NFZ... chyba już fantazjuję. W każdym razie póki mam respirator mogę się rehabilitować w domu. Chętnie bym oddała sprzęt, bo mnie wnerwia i praktycznie nie jestem w stanie z niego korzystać. Lekarz zachęca mnie, żeby próbować, mówi, że wszyscy długo się przyzwyczajają do respiratora, a gdy się uda komfort życia naprawdę się zmienia. Będę więc próbować.

W końcu troszkę też w to zainwestowałam :) kupiłam karimatę, obcisłe geterki do ćwiczeń i wielką dmuchaną piłkę. Niby niewiele, ale piłka była sporym wydarzeniem. …Niestety nie przyszło mi wcześniej do głowy, że piłkę może mi napompować rehabilitant. Byłam przekonana, że muszą mi ją w sklepie napompować, bo ja sama tego w domu nie zrobię. Wydaje się, ze nawet napompowana piłka nie jest niczym zbyt obciążającym. Jednak dla mnie to było wyzwanie. Tak duże, że nawet o tym tutaj piszę.

Przemieszczająca się z wolna po ulicach Warszawy wielka fioletowa kula, zza której wystawało pół twarzy, oraz dwie chude nogi, to byłam ja. Przepełniona nadzieją i zmotywowana przekonaniem, że oto piłka mnie uratuje szłam na przód.

Seksowna laseczka w obcisłych getrach biegnąca z gracją po wiślanych bulwarach to też będę ja... ale to za jakiś czas... Ok, przesadziłam, nie wierzę, że pobiegnę... i nie ma szans by moja postura zdawała się choć trochę być ponętna. Ale będę chodzić jak Korzeniowski :) uda się przytyć i będę wyglądać jak człowiek. Muszę.


Komentarze