Byłam w pracy, obok mojego biurka stał przełożony i mówił, mówił, i mówił. Moja niedzwoniąca prywatna komórka, ku mojemu zaskoczeniu i radości wydała z siebie jakiś dźwięk... jakby zacharczała znudzona ze starości swoją rolą. Jakby sama nie była przekonana czy warto z siebie jeszcze jakieś dźwięki wydawać. Spodziewałam się doradcy finansowego, który z uporem łopianowego rzepu będzie wciskał mi kit nie wiadomo o czym, choć przecież wiadomo po co.
Gdy
w końcu odebrałam usłyszałam "Mamy już wszystkie wyniki. Potwierdzają
chorobę Pompego."
Jezu!... Pomyślałam, co teraz??! Gdyby to było możliwe weszłabym pod biurową
szafę, wcisnęłabym się w mały ciemny kąt i tam została.
Wiele razy z nadzieją odbierałam wyniki badań lekarskich. Zawsze słyszałam,
że badania nie potwierdziły lekarskich przypuszczeń, że niestety nie mogą mi pomóc. Miałam już
wypracowaną reakcję na takie informacje. Kilka sytuacyjnych żartów dla otoczenia,
żeby jakoś zakomunikować, że z badań standardowo nic nie wyszło i temat kończę. Psychika
też była gotowa przyjąć informacje tak by nie taplać się tygodniami w poczuciu bycia hipochondrykiem.
Moje otoczenie przywykło już do badań, które są same w sobie ciekawe ale niczego nowego w moją historię nie wnoszą. Zresztą zazwyczaj nikt nie czekał na moje wyniki, bo zbytnio się nie chwaliłam. Trawiłam kolejne puste diagnozy raczej sama.
Jednak powoli przestawałam dawać sobie fizycznie radę. Czułam się coraz bardziej zmęczona i zakłopotana. Nie potrafiłam już biegać i podskakiwać. Jazda rowerem też mnie przerastała. Pływanie było okropnie męczące. Chodzenie stawało się problemem. Proste czynności, które kiedyś były niezauważalne, wymagały większego zaangażowania. Udawało się jeszcze w miarę normalnie funkcjonować tzn. tak by wyglądało normalnie. Tylko twarz posmutniała ... w oczach mam ponoć smutku całe morze.
Szukałam pomocy, ale próby stawiania
diagnozy przez kolejnych lekarzy nic nie przynosiły. Po ostatniej próbie załapałam taki dół, że
godząc się z rychłym końcem mojego jestestwa, obdarta już ze wszelkich nadziei,
uprzedzeń, lęków i obaw wzięłam kredyt i kupiłam mieszkanie. To prawda, że w
obliczu najgorszego, wszystkie inne lęki przestają mieć znaczenie. Czułam przez
chwilę powiew prawdziwej wolności. Nie dlatego, że kupowałam mieszkanie, a
dlatego, że nie było istotne kto, jak i kiedy za nie zapłaci ...ja przecież miałam niebawem przejść na drugą stronę, gdzie już nie płaci się żadnych rachunków.
Teraz milczę sama przed sobą, bo jak Boga kocham, nie wiem jak powinnam
zareagować. Jest konkretna diagnoza. Było podejrzenie, zrobiono badania i one
potwierdziły przypuszczenia. Po tylu latach nagle wiadomo co mi jest. Jednak nie jestem hipochondrykiem. Nie wiem
co myśleć. Kur... CUD?! Strach się cieszyć.
I co teraz? Kim do licha jest ten Pompe?
Komentarze
Prześlij komentarz